Rozdział 11
Marcel. Co on tu robi?! Przecież on powinien być teraz w Irlandii i się uczyć a nie stać tutaj i się głupio uśmiechać.
-M-Marcel?
-Nie Jezus wiesz, nie przywitasz się z bratem? - niepewnie podeszłam do niego i przytuliłam. Ostatni raz go widziałam miesiąc temu albo i dłużej . Ale przez ten miesiąc nie mieliśmy żadnego kontaktu. Ciekawe po co on przyjechał. Kiedy oderwaliśmy się od siebie, Marcel wszedł do środka z torbami. Zamknęłam drzwi,po czym zaczęłam iść do salonu,a on za mną. Usiadłam na wcześniejszym miejscu i kontynuowałam malowanie.
-Cześć mała - powiedział Marcel podchodząc do Lux. Wziął mała na ręce, i usiadł na kanapie patrząc jak się maluje.
-Zmieniłaś się.
-Każdy się zmienia Marcel.
-Ale że w miesiąc ? Pamiętam jak mocniej się malowałaś, miałaś niebieskie włosy i trochę grubsza i....
-Jeśli masz tak wymieniać to daruj sobie - więcej się nie odzywał. Między nami byli lekkie spięcie. Zanim wyjechał do Irlandii to się pokłóciliśmy o to że nas zaniedbuje i ma nas głęboko gdzieś. Trochę dziecinne ale no jednak, wyjechał sobie do Irlandii i zapomniał że taka Margaret Smith istnieje. Kiedy go potrzebowałam on mnie olewał.
-Przepraszam Mar - powiedział drapiąc się po karku.-Wiem że spieprzyłam...
-Nie przeklinaj gdy jest Lux w pokoju -Powiedziałam poważnym tonem, nawet za poważnym jak na mnie.
-Przepraszam.
-Po co tu przyjechałeś? - zapytałam zmieniają temat.
-Chciałem spędzić czas z moja młodsza siostra.
-Myślisz że się nabiore? Miesiąc się nie odzywałeś, miałeś mnie i mamę głęboko gdzieś i tak nagle przyjechałeś? Widać że przyjechałeś bo coś chcesz. - kosmetyki które teraz używałam schowałam do kosmetyczki, a sama kosmetyczkę oraz lusterko zostawiłam na stole.
-Wiec po co przyjechałeś? - zapytałam siadając po turecku.
-Tylko nie bądź wkurzona.
-Spróbuję wiec?
-Rzuciłem studia.
-Co zrobiłeś?! Marcel powiedz że to jakiś żart.
-Sorki Margaret nie chce ciebie oszukiwać.
-Mama cie zabije Marcel.
-Dlatego nie możesz jej powiedzieć.
-Jak ty sobie wyobrażasz?! Czemu to zrobiłeś?
-Zakochałem się Mar.
-No to gratuluję ale czemu odrazu rzucasz studia?! Przecież za rok....
-Wiem Mar, ale nie najlepiej się tam czułem.
-Nie rozumiem ciebie, najpierw mówisz ze się zakochujesz a teraz że czujesz się nie najlepiej.
-To jest skomplikowane.
-Całe życie jest skomplikowane.
-Takie jest życie wiesz?- przewróciłam oczami. W tym momencie dostałam sms 'a, wzięłam telefon, odblokowałam telefon, po czym nacisnęłam na wiadomości.
"Od: Harry
Jasne słońce, widzimy się o 18 :* juz nie mogę się doczekać aż się zobaczymy
H xx " - czytając to uśmiechałam się.
-Co się tak cieszysz? - zapytał Marcel. Miałam już odpisać ale dostałam kolejna wiadomość tym razem od Andy'ego.
" Od: Andy ♡
Sorki Smith nie przyjdę już. Zgadnij kto przyjechał. Moja kochana ciocia -.-"
"Do Andy ♡
Współczuję ci. Tez jej nie lubię ^^ jest strasznie dziwna "
-To już się cieszyć nie można? - zapytałam wysyłając sms'a dla przyjaciela.
-Można, ale żeby cieszyć się do telefonu?
-Zamknij się.
-Moja mała siostezyczka się zakochała . - powiedział śmiejąc się.
-Mój głupi straszy braciszek tez cie zakochał oraz rzucił studia.
-Propo studiów proszę Cię nie mów mamie. Ona dostanie zawał jak się dowie!
-Było trzeba myśleć.
-Proszę Cię.
-No dobra nie powiem mamie, ale Lou juz powiem.
-Nie, bo powie mamie.
-Nie powie. Znam ją.
-Właśnie gdzie ona jest?
-Spa
-Spa?
-Nie wyraźnie mówi?
-Nie ale spa?
-Tak , w tamtym tygodniu wygrałam weekend w spa, a że ja teraz nie mam humoru do chodzenia to dałam Louise, po za tym ona powinna trochę odpocząć od wszystkiego.
-No trochę tak. - głośno westchnęłam, i źle że to zrobiłam,ponieważ poczułam okropny zapach.
-Co tu tak śmierdzi? - zapytał Marcel robiąc głupia minę.
-Chyba trzeba zmienić pieluche. Sprawdź.
-Czemu ja?
-Jesteś jej chrzestnym wiec się wykaż.
-Okropna jesteś. Nie umiem zmieniać pieluche.
-Juz to robiłeś. Idź do swojego byłego pokoju.
-Czemu tam?
-Bo tam są jej rzeczy. - Marcel niechętnie wstał z kanapy i wraz z Lux poszedł do pokoju. Ja w tym czasie poszłam do łazienki, włączyłam prostownice i zaczęłam prostować włosy jak prostownica była dosyć ciepła. Nie chciałam żeby moje włosy były aż tak proste, dlatego robiłam to byle jak, wiec miałam trochę proste i trochę kręcone. Gdy stwierdzam że jest idealnie , wyłączylam prostownice,wyszłam z łazienki i poszłam do swojego pokoju wybrać ubrania do wyjścia. Jest piękna pogoda wiec wyjdę z małą na spacer. Wyjęła spodenki oraz ulubiona koszulkę. Zdjęłam ubrania które na sobie teraz miałam, rzucając je w kąt pokoju , a potem założyłam ktore wybrałam. Gotowa usiadłam na krzesle, czarny lakier wziąłam z biurka który leżał i zaczęłam malować sobie paznokcie.
-MARCEL!!!
-Co?!
-Przyjdź do mojego pokoju!!!
-Po co?!
-Po coś!
-Wiec po? - zapytał wchodząc do pokoju.
-Przebierz Lux, idziemy na spacer.
-Ale nie chce mi się.
-Ale mi się chce wiec ja ubierz i spakuj potrzebne rzeczy do wózka.
-Nie możesz tego ty zrobić?
-Nie - pokazałam mu język, on zrobił to samo, po czym wyszedł z pokoju.
××××××
-Wiec co teraz zamierzasz robić? - zapytałam Marcela. Przez kilka godzin chodźmy po parku i jakoś nam się nie spieszy żeby wracać do domu. Jest piękna pogoda, trzeba korzystać, puki można . Lux z jakieś 10 minut zasnęła, wiec teraz mówimy coś cicho żeby się nie obudziła.
-Nie wiem, Margaret. To jest takie proste.
-Masz jakąś pracę?
-Tak.
-Jaka?
-W siłowni. Jestem trenerem.
-No to nieźle.
-A ty co?
-Co ja?
-Nie zamierzasz szukać pracy przed studiami?
-Jakoś nie za bardzo mi się chce. A po za tym kto powiedział że idę na studia?
-Nie idziesz?
-Nie.
_Czemu?
-Nie przyjęli mnie. A na inne nie chce iść.
-Wiec co zamierzasz robić?
-Louise ostatnio powiedziałam ze może będę mogła pracowac z nią jako jej asystentka.
-To nieźle
-No, dobrze płacą, super się pracuje czego chcieć więcej? - zaśmiał się na moje zdanie.-Ale jak bym miała pracować to od września.
-To teraz korzystaj z wakacji.
-Wiem, ale narazie nie mam gdzie jechać.
-Wiec przyjedz do mnie.
-Do Irlandii?
-Czemu nie.
-Mówisz poważnie?
-Tak - pisnełam z radości. Od zawsze chciałam zobaczyć Irlandię. I teraz nareszcie bede mogła. Szczęśliwa przytuliłam brata.
-Dobra puść bo mnie udusisz.
-Sorki - oderwałam się od niego. Po czym zaczęliśmy iść. Poczułam wibracje, w kieszeniach. Wzięłam telefon, zobaczyłam jedna wiadomość od Harry'ego.
"od :Harry
Super że mnie olałaś dla innego chłopaka. Mogłabyś chociaż napisać że jesteś zajęta
H xx " oderwałam wzrok od telefonu i zaczęłam szukać wzrokiem Harry'ego. Zauważyłam go przy jednym drzewie. Był smutny, ale czemu przecież byliśmy umówieni na 18. Kiedy zauważył że na niego patrze, on zaczął iść w stronę wyjścia parku.
-Margaret czemu nie idziesz?
-Która godzina?
-18:24.
-Cholera. Marcel ja musze juz iść, jestem umówiona- telefon schowałam do kieszeni. Miałam już biegać do Harry'ego ale Marcel mnie zatrzymał.
-Gdzie ty idziesz?
-Później ci wytłumacze. Wracaj do domu, mama pewnie się martwi. - dałam mu buziaka w policzek, i szybko biegam do bruneta.
-Harry - krzyczałam dość głośno, żeby on mnie usłyszał. Ale on się nie odwrócił, tylko zaczął iść szybkiej.
-Harry do jasnej cholerny!!! - Po tych słowach się odwrócił. W jego oczach było wiadac ze jest rozczarowany. To nie moja wina ze kompletnie zapomniałam o tym spotkaniu i wyczucie czasu.
-Co?!
-Przepraszam Cię,ale...
-Nic nie mów, lepiej wracaj do swojego chłoptasia u swojego bachora.